15 grudnia 2015

Jak książka Kasi Tusk zmieniła moje podejście do ubrań

Od jakiegoś czasu zaczęłam interesować się dogłębnie swojemu stylowi życia. Planowanie, przygotowywanie z głową posiłków, żeby można je było wziąć w lunch boxie do pracy i na uczelnię. Jednak w moich codziennych przygotowaniach pominęłam jedną rzecz - ubrania. Niby nic takiego, ale jednak potrafią przyprawić o zawrót głowy w porannym pośpiechu.

Książkę "Elementarz stylu" kupiłam, nie oczekując, że cokolwiek zmieni w moim podejściu. Na pamięć znam już porady typu: "przygotuj rzecz dzień wcześniej", "kupuj ubrania lepsze jakościowo". O dziwo, oprócz takich porad znalazłam to, czego szukałam - co zrobić aby wyeliminować problem typu "nie mam się w co ubrać".

Kasia zabiera nas w podróż po Mediolanie, Paryżu, Nowym Jorku i Londynie. Pokazuje atuty każdego z tych miast i czego możemy nauczyć się od ich mieszkańców. Jedną cechą, która łączy te państwa jest jedno - prostota. Nie po raz pierwszy okazuje się, że mniej, naprawdę znaczy lepiej. Dla nas i dla otoczenia. Połączenie klasycznych dżinsów, prostej, ale z dobrego materiału koszulki i białej marynarki wygląda świeżo i sprawia, że ubrania pasują do różnych okazji. Znacznie korzystniej wypadniemy ubierając się w ten sposób niż zakładając na siebie kilka warstw ubrań, w różne wzory.

(zdjęcie pochodzi ze strony Lula.pl)

Idąc za radą Kasi stanęłam przed szafą i przyjrzałam się temu, co tam zachomikowałam przez ostatnie miesiące. Kilka różnokolorowych swetrów, koszulki we wzory i o dziwo, biała marynarka i czarne spodnie. Znalazła się też mała czarna. Czyli jakiś mały potencjał czai się w mojej szafie. Odłożyłam rzeczy na bok, w których nie chodziłam przez ostatnie pół roku (mniej więcej), albo te które mi się już nie podobają. Z przodu szafy zostawiłam ubrania, które będą mi służyć za moje "tło" do codziennych stylizacji - czarne spodnie, beżowe i białe koszulki, dwie marynarki i w stonowanych odcieniach swetry. Z torebkami poszło trochę łatwiej, posiadałam duże torby, mieszczące A4 w kolorze brązowym i czarnym, oraz małe kopertówki - beżowa i czarna.

Stworzyłam listę zakupów na kolejny raz w galerii handlowej. Wiem, że brakuje mi jeszcze kilku rzeczy: czarny golf, granatowa marynarka, granatowe dzinsy, kaszmirowy szal w kolorze beżowym, białe/czarne trampki. Jak na razie to wystarczyłoby mi na uzupełnienie szafy. Teraz też będę z zastanowieniem patrzeć na to, co kupuję i czy rzecz jest warta swojej ceny. Szkoda kupować pod wpływem emocji rzeczy, która nie będzie nam służyła w różnych zestawieniach.

"Elementarz stylu" pochłonęłam w jeden wieczór. To książka, którą z całego serca mogę polecić każdej kobiecie, która zagubiła się gdzieś po drodze ze swoim stylem. Już dawno nie przeczytałam tak konkretnego poradnika, przy którym na pewno nie będziecie się nudzić czytając.


6 listopada 2015

Im więcej masz czasu, tym mniej zrobisz.

Pamiętam dni, kiedy miałam mnóstwo wolnego czasu. To nie było tak dawno. Jeszcze rok temu nie miałam pomysłu na siebie, a jedyną podporą i klepsydrą mierzącą dni były moje studia. Wracając po uczelni nie robiłam nic konstruktywnego - zabijałam czas leżąc w łóżku i przeglądając internet. Od czasu do czasu, sięgałam po książkę. Nie wiedziałam co mogę ze sobą zrobić, oprócz wyjścia ze znajomymi, więc nie robiłam nic.
Dzisiaj mogę powiedzieć, że mój dzień wygląda znacznie inaczej.



Paradoksalnie, odkąd mam mniej czasu wolnego - robię znacznie więcej rzeczy. Pracuję i studiuję, a w przerwach pomiędzy obowiązkami znajduję czas na uczenie się dodatkowo angielskiego, czytanie książek, a nawet co wydawało się kiedyś niemożliwe - kilka razy w tygodniu biegam. Prowadzenie bloga, to kolejny element ubarwiania mojego życia. Zakupiłam planner, bez którego dzisiaj nie wyobrażam sobie rozpoczęcia dnia - nie pamiętam rozkładu tygodnia na pamięć, a z urządzeń elektronicznych nie lubię korzystać. A w nim mogę zapisać wszystko, od zakupów, po czynności, które muszę wykonać. Podobno zapisywanie rzeczy sprawia, że mamy większą motywację, że to zrobimy - podpisuję się pod tym całą sobą. Rzecz zapisana w kalendarzu to dla mnie świętość, bez wykonania której nie mogę już dzisiaj swobodnie spać. Mały głosik ciągle przypominałby mi o tym, czego jeszcze nie zrobiłam.

Zdrowym kopniakiem okazały się też blogi. Namiętnie czytałam o efektywnym planowaniu dnia, o niemarnowaniu chwili, ale zanim sama wdrożyłam to w życie minęło sporo. A przepis jest dość banalny: wstań i zacznij robić coś, co Cię ubogaci. Nie "od jutra", i nie "w przyszłości". Przyszłość jest już dzisiaj.

Zmotywować się nie jest łatwo, bardzo długo szukałam bodźca, który sprawiłby, że zacznę robić coś sumiennie. U mnie okazała się nim praca.